wtorek, 7 stycznia 2014

Przedświąteczny czas

Znacie piosenkę "All I Want for Christmas is You"? Moje "you" przyleciało do mnie na święta, a kilka dni przed Wigilią postanowiliśmy pojechać na północ Portugalii i spędzić tam dwa dni. Pogoda nie była zbyt piękna, ale za to świąteczna aura i to co zobaczyliśmy wprawiło nas w wyśmienite nastroje. Zapraszam was w podróż do Guimarães, górującej nad nim Penha i malowniczego Parku Narodowego Peneda-Gerês.



Podróż kolejami portugalskimi to sama przyjemność. Nie trzeba się martwić, kiedy braknie nam czasu na zakup biletu w kasie. Zawsze można nabyć bilet w automacie lub bezpośrednio u konduktora, nie ponosząc przy tym dodatkowych opłat. Należy mieć jedynie ze sobą zieloną kartę z chipem na którą zostanie doładowany bilet (nie jestem pewna, ale kupując pierwszy raz bilet na pociągi Urbano, w których to obowiązują wyżej opisane karty, trzeba zakupić bilet w kasie lub automacie). Planując podróż zauważyłam, że odcinek pomiędzy Guimarães a Bragą, w której mieliśmy nocleg, a o której opowie Wam Sandra w następnym poście, tak niewielki na mapie, pociąg pokonuje w półtorej godziny. Dlaczego? Bo pomiędzy miastami nie działa kolej w linii prostej. Pociąg musi się cofnąć o kilkanaście stacji. Uznaliśmy więc, że trasę tą pokonamy autobusem, co miało jeszcze jeden dodatkowy plus o czym za chwilę.
Wysiedliśmy w Guimarães i muszę przyznać, że byłam pełna obaw. Miasto wyglądało dość ponuro i nowocześnie. W niczym nie przypominało pierwszej stolicy Portugalii. Całe szczęście po 10 minutach ukazał nam się ten napis:



"Tu narodziła się Portugalia" - weszliśmy w stare miasto i poddaliśmy się urokowi wąskich uliczek.



Z głośników leciały świąteczne przeboje i nastrój był bajkowy. Wśród zakamarków starego miasta znaleźliśmy biuro informacji turystycznej w którym pani z prędkością torpedy zaznaczyła nam na darmowej mapie największe atrakcje miasta. Ruszyliśmy szlakiem zabytków. Udało nam się zobaczyć zamek z X wieku i XV-wieczny pałac książąt Bragança.



Guimarães pozytywnie nas zaskoczyło, jednak okazało się, że to nie był koniec atrakcji w tym niewielkim mieście. Mój towarzysz podróży, jak się wtedy dowiedziałam, jest zakręcony na punkcie wszelkich kolejek (elek, linowych, szynowych i wszystkich tych dziwactw, które prowadzą w górę). Pani z biura informacji turystycznej pokazała nam na mapie kolej gondolową (ponoć tego typu kolejka jak ta na Szyndzielnię), która prowadzi do "Penha, które jest ciekawym punktem widokowym na miasto" - jak rzekła owa przemiła pani. Oczywiście jest kolejka to nie ma odwrotu trzeba pojechać. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że na szczycie nie ma zwykłego punktu widokowego, a jest park wyglądający o tak:




Widok ten tak mnie zaskoczył, że zaczęłam wertować po raz setny mój przewodnik (z Wiedzy i Życia) oraz pożyczony od brata (Lonely Planet). W obu nie ma żadnej informacji o tym malowniczym miejscu! Kiedy nacieszyliśmy oczy takimi widokami:



udaliśmy się w poszukiwaniu dworca autobusowego. Jak pisałam wyżej, podróż koleją do Bragi w której mieliśmy nocleg, byłby stratą czasu. Po przygodach jakie spotkały koleżanki Jagody z komunikacją autobusową w Portugalii miałam lekkie obawy czy na pewno dojedziemy do Bragi czy może do Coimbry. Całe szczęście udało nam się spokojnie dotrzeć do Bragi, która okazała się nie całkiem spokojnym miejscem - w ten dzień odbywał się tam festiwal przedświątecznym i w Bradze były tłumy turystów. O tym mnogim w kościoły mieście opowie Wam jednak w innym poście Sandra, która również odwiedziła to miejsce. Wieczorem pogoda się zepsuła i poranek również był deszczowy. Postanowiliśmy jednak, że podróż do Parku Narodowego Peneda-Gerês odbędzie się bez zakłóceń, tym bardziej, że dzień wcześniej wysiadając na dworcu autobusowym w Bradze, który przypominał mi swoim wyglądem najbardziej obskurne, PRLowskie, polskie dworce PKS, sprawdziliśmy rozkład do Campo do Gerês.



Ruszyliśmy w drogę samotnie. Tylko my i kierowca, gdyż w taką pogodę nikt nie miał ochoty wybrać się na wycieczkę do jedynego w Portugalii parku narodowego. Ja jednak nie żałuję tych wydanych kilku euro, ponieważ już podczas podróży autobusem widoki były niesamowite, a na miejscu, dzięki mgle widoki były przecudne. Nie była to pogoda do chodzenia po szlaku, ale do wypicia piwa siedząc nad jeziorem i podziwiając taki krajobraz już jak najbardziej:



Przed drogą powrotną rozgrzaliśmy się jeszcze herbatką w mieszczącej się niedaleko jeziora restauracji. Udana wycieczka i mogliśmy zacząć myśleć o przygotowaniach do Wigilii...

K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz